Energetyka tradycyjna
  Energ. niekonwencjonalna
  Informatyka w energetyce
  Kraj w skrócie
   Świat w skrócie
REDAKCJA     PRENUMERATA     REKLAMA     WSPÓŁPRACA     ARCHIWUM

    SZUKAJ
   
    w powyższe pole
    wpisz szukane słowo


 Aktualności

 

Informacje Numery Numer 03/2007

Inwestorzy w Rosji mile widziani...


Z dr Nikołajem Zachmatowem, przedstawicielem handlowym Federacji Rosyjskiej w Polsce, rozmawia Piotr Kwiatkiewicz.

P.K.: Czy obecny stan stosunków politycznych między Polską a Federacją Rosyjską nie wpłynie negatywnie na wzajemne kontakty handlowe?
N.Z.: Nie sądzę. Sprawując swą funkcję w Warszawie, byłem świadkiem wielu kryzysów. Kończyły się jedne, przychodziły następne, a współpraca gospodarcza z roku na rok przybierała na sile. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?

P.K.: Nie widzi Pan żadnych niebezpiecznych symptomów?
N.Z.: Oczywiście, są! Najlepszym przykładem jest sposób przedstawiania przez polskie media spraw związanych z tranzytem ropy przez terytorium Białorusi. Telewizja polska selekcjonuje informacje, daje bardzo subiektywny przekaz z silnym ładunkiem emocjonalnym. Tymczasem rozwiązanie problemu leży w zasięgu ręki. W przypadku importu z Rosji surowców energetycznych może niepokoić akcent postawiony przez stronę Polską na udział w rozmowach Unii Europejskiej. To jakby uznanie tego, że Polska nie chce samodzielnie negocjować, przerzucając ciężar dyskusji na przedstawicieli Unii. My tymczasem chcemy rozmawiać bezpośrednio z Polską bez udziału strony trzeciej.

P.K.: Czy zatem wina za brak porozumienia leży po stronie polskiej?
N.Z.: Weźmy pod uwagę ten tzw. „skandal mięsny”. Przed planowanymi rozmowami w Berlinie pana ministra A. Leppera z ministrem Federacji Aleksiejem Gordiejewem strona rosyjska od września nie otrzymała odpowiedzi na listy z pytaniami dotyczącymi spotkania. Tak jakby Polska nie była nim zainteresowana w najmniejszym stopniu. Nawet te wysłane w końcu grudnia, a więc niespełna cztery tygodnie przed planowanym terminem spotkania, zostały zignorowane.

P.K.: Jakie są według Pana powody takiego stanowiska?
N.Z.: Strona polska najwyraźniej chce oprzeć się na Komisji Europejskiej, natomiast nasze stanowisko jest jasne: żadnych rozmów trójstronnych.

P.K.: Sprawa mięsa to jedynie przedsionek do korytarza rozmów na temat energii, czy zgadza się pan z tym twierdzeniem?
N.Z.: Można to tak odebrać. Tworzy się jednak przez to nienormalny dla nich klimat. Mamy taką komisję międzyrządową do spraw współpracy gospodarczej, w ramach której działa kilka grup roboczych, w tym do spraw energii. Po polskiej stronie przewodniczy temu Maciej Woźniak, dyrektor Departamentu Ropy i Gazu w Ministerstwie Gospodarki, po naszej stronie szef wydziału ministerstwa. To prawie to samo, ale strona polska była niezadowolona z tego dysparytetu. Wymieniliśmy go więc na wicedyrektora departamentu czyli w przybliżeniu odpowiednika w hierarchii waszego przedstawiciela. Z tym, że nasze ministerstwo to prawdziwy moloch – olbrzym. Zaproponowaliśmy konkretne tematy i terminy rozmów na luty. Nie uzyskaliśmy jednak żadnej odpowiedzi. Polska nie przejawia zatem zbytniej gotowości do rozmów, podobnie jak i w temacie mięsa.

P.K.: Czy panująca od dłuższego czasu kryzysowa sytuacja na linii Moskwa – Mińsk może Pana zdaniem podważyć wiarygodność Rosji jako dostawcy ropy naftowej i gazu?
N.Z.: Niestety tak. Tu można wymienić trzy elementy. Rosja postawiła na szali cały swój autorytet, natomiast w przypadku Białorusi to jedynie wewnętrzny problem reżimu, a Unia sprowadza sprawę do problemu dywersyfikacji. Tu z kolei zaczyna się nowy wątek. Rosji cały czas chodzi bowiem o opracowanie takich możliwości logistycznych, które nie byłyby zależne od tranzytu. Będziemy pragnęli rozwiązać ten problem kładąc, nacisk na rozwój morskiego szlaku z Primorska, transport kolejowy. W przypadku zaistnienia niedoborów w przyszłości, będziemy starali się to zrekompensować naszym odbiorcom, dostarczając im już przetworzone, gotowe produkty ropopochodne. Warto podkreślić dotychczasową niezawodność rurociągu „Przyjaźń”, który spełnia już swoje zadanie od bez mała czterdziestu lat.

P.K.: Czy zna Pan potrzeby konsumpcyjne Polski w tym zakresie?
N.Z.: Z kierunku rosyjskiego Polska otrzyma rurociągiem na własne potrzeby maksymalnie 18 mln ton ropy. Maksymalnie!!! Warto zwrócić tu uwagę na problemy Rosji związane z problemami transportu i dopiero co zażegnanym kryzysem. Wszystkie te wydarzenia z przerwami dostaw w styczniu wcale jednak nie wpłynęły na wzrost cen ropy na światowych giełdach. Wbrew oczekiwaniom systematycznie taniała nawet o 2-3 USD dziennie. Doszliśmy zatem do pewnej równowagi. Proszę spojrzeć na to tak. Jeśli Polska nie mogłaby odebrać owych 18 mln ton za pośrednictwem Przyjaźni, przesłać kolejnych ponad 20 przez swe terytorium do Niemiec i przyjąć 10 mln ton przez Gdańsk, to już w sumie prawie 50 mln ton. Rosja musiałaby zredukować o tyle swe wydobycie, co bynajmniej nie leży w jej interesie.

P.K.: Pan dobrze wie, że ropa jest towarem deficytowym i zawsze znajdzie się odbiorca.
N.Z.: Co z tego, jeśli nie możemy jej przetransportować do niego. Na Morzu Czarnym Noworosyjsk jest już zapchany. Ukraina też. My wykorzystujemy magistralę Odessa – Brody, dostarczając surowiec do Odessy. Zostaje nam już tylko kierunek wschodni – Chiny i północno-zachodni, t.j. baltyjskie truboprowodnyje sistemy. Tu istnieje najlepsza możliwość powiększenia mocy przesyłowych z obecnych 75 mln ton nawet do 110 mln ton, ale nie wcześniej niż za 2-3 lata. Nadal jednak brakuje nam możliwości wyeksportowania 20 mln ton, nawet przy dzisiejszym wydobyciu. Nam naprawdę zależy, aby każde państwo zainteresowane sprawami tranzytu i wymiany było odpowiedzialne. Swego czasu złożyliśmy stronie polskiej propozycje zawarcia porozumienia o dostawach długoterminowych ropy do waszego kraju i tranzycie przezeń. Wtedy nasz rząd brałby na siebie odpowiedzialność za gwarancje dostaw i skuteczność realizacji działań nawet tak renomowanych firm jak Transnieft. Niestety nie doszło do zawarcia takiego porozumienia.

P.K.: Kiedy została złożona taka propozycja?
N.Z.: Przed 6–7 laty. Ślady tego można znaleźć w protokołach komisji międzyrządowej. Wtedy jeszcze pan Janusz Steinhoff był wicepremierem i jej współprzewodniczącym. To było dla nas ważne, chcieliśmy bowiem już bezpośrednio operować konkretnymi ilościami, za których dostawę bierzemy pełnię odpowiedzialności. Mowa była wtedy o 25 mln ton na potrzeby polskich rafinerii. Strona polska odrzuciła tę propozycję.
Wysunięty został również inny projekt rozwiązania problemu. Przedstawiony został 2 listopada 2004 roku podczas pobytu w Polsce ministra rozwoju gospodarczego i handlu Germana Griefa, który zaprosił polskie firmy do wydobycia u nas w Rosji ropy naftowej i gazu. Minęły trzy lata, a nie otrzymaliśmy dotąd żadnej odpowiedzi na tę propozycję.

P.K.: Czy byłby Pan wstanie ponowić to zaproszenie?
N.Z.: Ja oczywiście nie jestem w stanie tego zrobić. Ale jeśli strona polska postawi takie pytanie podczas obrad wspomnianej komisji międzyrządowej to... sprawa jest otwarta, chociaż może zmieniły się też warunki, tak tu, jak i u nas.

P.K.: Przykład problemów Shella na Sachalinie nie zachęca? Czy możemy być wolni od obaw, iż nasze inwestycje nie podzielą losu przedsięwzięć brytyjskiego koncernu?
N.Z.: Zwłaszcza Shella... Należałoby wspomnieć też o drugiej propozycji dotyczącej budowy drugiej nitki gazociągu. Zasady rosyjskiego współudziału w tym projekcie były przedstawione przez rosyjskiego ministra energetyki Wiktora Christienkę w liście do pana wicepremiera Hausnera gdzieś w lutym 2005 roku. Były w nim podane konkretne warunki, w oparciu o które strona rosyjska widzi możliwość udziału w tym przedsięwzięciu. Nigdy nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi na to pismo.

P.K.: Co z ochroną wzajemnych inwestycji?
N.Z.: Tu niestety porozumienia nie ma. Strona rosyjska go nie ratyfikowała, ale zmieniły się też okoliczności, i nie ma to już takiego znaczenia jak dawniej. Rosja wstępuje bowiem do Światowej Organizacji Handlu (WTO), co nakłada na nią cały szereg zobowiązań, od których bynajmniej nie zamierza się uchylać. Przystąpienie do WTO właśnie nakłada na nas obowiązek odnowienia porozumień z początku lat dziewięćdziesiątych. Zaproponowaliśmy stronie polskiej zawarcie dodatkowego protokołu do istniejącej już umowy, co nie zostało przyjęte i od 2000 roku żadnych rozmów na ten temat się nie prowadzi. W listopadzie 2004 roku wspomniany już minister German Grief po raz ostatni przekazał projekt ramowy tego porozumienia, natomiast żadnej odpowiedzi się nie doczekaliśmy.

P.K.: Orlen zadeklarował zapewnienie dostaw do nabytej przezeń od Jukosu rafinerii w Możejkach. Jakie są perspektywy, aby rosyjska ropa ponownie popłynęła odnogą „Przyjaźni” do Możejek?
N.Z.: Mogę mówić tylko o informacjach, którymi dysponuję. Awaria wspomnianej odnogi rurociągu miała bardzo poważny charakter, i naprawa tak awarii jak też renowacja naftociągu, co wiem od Transniefti, wymaga sporo czasu. Póki co, żadnych zakłóceń nie ma, ropę dostarcza się drogą morską. Sytuacja nie wygląda jednak najlepiej w samym porcie. Stan techniczny terminalu w Butyndze pozostawia wiele do życzenia. Stąd nie można wykluczyć zakłóceń, ale podkreślam: za to już nie odpowiada strona rosyjska.

P.K: Czy prócz dużych potentatów, widzi Pan szansę na inwestycje w rosyjski sektor naftowo–gazowy mniejszych firm polskich?
N.Z.: Nie tylko widzę, ale też mogę podać konkretny przykład. Niedawno był podpisany kontrakt miedzy Gazprom–Exportem, a firmą CP Energia na dostawę pół miliarda metrów sześciennych skroplonego gazu. Warunek był jednak taki, aby zainwestowała w technologie produkcji skroplonego gazu w Federacji Rosyjskiej.

P.K: Czyli...?
N.Z.: Potencjalni inwestorzy są mile widziani. Z tego, co się orientuję, również pan Krauze zainwestował w wydobycie ropy naftowej w republice Komi. Federacja Rosyjska to wdzięczny teren do inwestycji nie tylko w surowce energetyczne.

P.K.: Co zatem może zaoferować?
N.Z.: Po pierwsze wyjątkowo dobry klimat inwestycyjny dla podmiotów zagranicznych. Powtarzam, wyjątkowo dobry. Mowa tu o całym wachlarzu udogodnień włącznie ze specjalnymi strefami ekonomicznymi i zwolnieniami podatkowymi. Możemy powierzyć do realizacji nasze własne projekty. Cztery priorytetowe z nich to: rozwój budownictwa mieszkaniowego, a dalej rolnictwo, szkolnictwo i opieka medyczna. Szczególnie w dwóch pierwszych, nie wykluczając oczywiście i pozostałych, polskie firmy miałyby ogromne pole do popisu i serdecznie je zapraszamy.
P.K.: Czy widzi Pan jakieś potencjalne niebezpieczeństwa dla pragnących inwestować w Federacji Rosyjskiej?
N.Z.: Nie nazwałbym tego niebezpieczeństwami. To raczej konieczność śledzenia zmian w naszym ustawodawstwie. Rzadziej niż niegdyś, ale nadal przepisy często się zmieniają. Najlepszym przykładem jest tu Obwód Kaliningradzki, gdzie od kwietnia ubiegłego roku obowiązują nowe rozwiązania legislacyjne. Dotyczą one głównie specjalnej strefy. Znajomość prawa państwa, w którym zamierza się inwestować, to swego rodzaju standard i Federacja Rosyjska nie stanowi tu wyjątku.

P.K.: Zatem Pańskim zdaniem polskie firmy znajdą w Federacji Rosyjskiej dogodne warunki do prowadzenia interesów, i nie przeszkodzi temu nawet nienajlepszy klimat polityczny między naszymi państwami?
N.Z.: Oczywiście. Jak wspomniałem, od 1999 roku, gdy rozpocząłem pracę, wymiana handlowa wzrosła pięciokrotnie, a nie zawsze relacje polityczne układały się poprawnie. Mieliśmy – nazwijmy to – przygody w okresie, gdy premierem był Jerzy Buzek, podobnie było zresztą i za Leszka Millera, i nieco bardziej poprawnie ta współpraca układała się za czasów, gdy na czele rządu stał Marek Belka. W 2006 roku obroty wynosiły 15 mld USD, co stawia Polskę na czwartym miejscu wśród europejskich partnerów Rosji. Przyrost polskiego eksportu do Rosji, mimo ograniczeń na mięso, jabłka etc. wzrósł o 20%. Doszliśmy do naturalnej granicy możliwości. Stąd też trzeba teraz myśleć nad nowymi rozwiązaniami, które pozwolą ją przekroczyć. Bez rozwoju współpracy inwestycyjnej, bez rozwoju współpracy regionalnej nie uda się jednak tego zrobić. Potrzebna jest zatem dobra wola i chęci. Potrzebujemy inwestycji i zapraszamy do nas, ale i my chcielibyśmy inwestować. Ciągłe podejrzenia w stosunku do naszych firm nie sprzyjają temu. Choćby przykład Łukoila: po nieudanym starcie z prywatyzacją Rafinerii Gdańskiej realizuje własny program, lecz na pewno w zakresie znacznie poniżej swych możliwości i zapewne chęci. Wracając do problemu. Bez dalszych inwestycji obroty handlowe nie będą rosły, i warto o tym pamiętać. Tymczasem dzieje się źle. Widzę sporo niechęci po stronie polskiej. W ramach komisji międzyrządowej działała grupa współpracy regionalnej. W grudniu 2006 roku, nie wiem dlaczego, polskie ministerstwo gospodarki poprosiło o jej rozwiązanie. To do niczego nie prowadzi. W tym kontekście klimat polityczny na pewno nie sprzyja rozwojowi współpracy, co osobiście mnie bardzo smuci. Wierzę jednak, że uda nam się wyprowadzić z cienia stosunków politycznych relacje gospodarcze, czego należy sobie życzyć.

P.K.: Na koniec: czy ma Pan jakieś specjalne oczekiwania co do dalszej współpracy gospodarczej?
N.Z.: Inwestycji polskich w Federacji Rosyjskiej. Co zaś tyczy się rosyjskich firm w Polsce, to one nie oczekują specjalnego traktowania, ulg czy zwolnień podatkowych. Wystarczy, aby inwestycja rosyjska nie kojarzyła się z nadużyciem politycznym czy też podejrzeniami o związek ze służbami specjalnymi, bo tego typu oskarżenie zniechęcić może każdego, i doprawdy trudno to tłumaczyć.

P.K.: Dziękuję za rozmowę.



 



Reklama:

Komfortowe apartamenty
"business class"
w centrum Krakowa.
www.fineapartment.pl




PRACA   PRENUMERATA   REKLAMA   WSPÓŁPRACA   ARCHIWUM

Copyright (C) Gigawat Energia 2002
projekt strony i wykonanie: NSS Integrator