Energetyka tradycyjna
  Energ. niekonwencjonalna
  Informatyka w energetyce
  Kraj w skrócie
   Świat w skrócie
REDAKCJA     PRENUMERATA     REKLAMA     WSPÓŁPRACA     ARCHIWUM

    SZUKAJ
   
    w powyższe pole
    wpisz szukane słowo


 Aktualności

 

Informacje Numery Numer 08/2006

Gazociąg Bałtycki czy Jamał II


Rosja, Niemcy, ostatnio zaś Holandia, a docelowo Wielka Brytania: taki będzie przypuszczalnie skład wielkiej czwórki do europejskiej rozgrywki o Gazociąg Północny. Analitycy nie są zgodni, czy mamy tu do czynienia z pokerem czy raczej brydżem. Poker jest grą prostą, żeby nie powiedzieć prostacką. Brydż salonową, intelektualnie rozbudowaną, aspirującą do rangi dyscypliny olimpijskiej. W pokerze każdy z graczy gra na własny rachunek, w brydżu gra się parami. Chyba, że brakuje czwartego, wtedy reguły dopuszczają grę w trójkę, ale z „dziadkiem”.

Wprawdzie decyzję o dokooptowaniu holenderskiego koncernu Gasunie jako swojego trzeciego - obok niemieckich E.ON-Ruhrgas i BASF-Wintershall - partnera do budowy Gazociągu Północnego zakomunikował w Amsterdamie prezes Gazpromu - Aleksiej Miller w obecności prezesa Gasunie - Marcela Kramera, to jednak nie Gazprom, a E.ON-Ruhrgas i BASF- Wintershall odstąpią ze swoich mniejszościowych pakietów po 4,5 proc. akcji w spółce North European Gas Pipeline Company (NEGPC), która będzie budować i eksploatować później bałtycką rurę. Wprowadzenie do spółki Holendrów ma na celu nie tylko pozyskanie rynku holenderskiego, a przede wszystkim wprowadzenie rosyjskiego gazu za pośrednictwem Gasunie do Wielkiej Brytanii, która jest najatrakcyjniejszym – z powodu wysokich cen - rynkiem gazowym w Europie. Gasunie bowiem ma 60 proc. udziałów w konsorcjum, które buduje gazociąg BBL (Balgzand Bacton Line) i będzie jego operatorem. Ten krótki w porównaniu z Rurociągiem Bałtyckim, bo 235- kilometrowy rurociąg już pod koniec tego roku połączy wybrzeże Holandii z Wielką Brytanią.

Partnerami holenderskiego koncernu w tym przedsięwzięciu są E.ON-Ruhrgas i belgijski Fluxys. Co ciekawe, ten rurociąg zanim jeszcze powstał, dziwnym zrządzeniem losu wyłączony został z prawa dostępu osób trzecich (reguła TPA) do jego mocy przesyłowej. Jego wyłącznymi dysponentami będą więc: Gasunie, E.ON-Ruhrgas i Fluxys. Ponieważ E.ON-Ruhrgas zaangażowany jest już Gazociąg Północy, a Gasunie do tego aspiruje więc z dużym prawdopodobieństwem można postawić tezę, że rurociąg na Wyspy Brytyjskie będzie niczym innym tylko praktycznym przedłużeniem Rurociągu Bałtyckiego.

Tani gaz na najdroższym rynku Europy

Tej zimy na rynku brytyjskim za tysiąc metrów sześciennych gazu płacono nawet 1500 dolarów podczas gdy Gazprom odbiorcom w zachodniej części kontynentu europejskiego sprzedaje swój gaz za średnio 180-200 dolarów. Tak więc wejście Rosjan ze swoim gazem jest pożądane i wyczekiwane przez obie strony. Dla Rosjan to najatrakcyjniejszy, bo najdroższy rynek w Europie, dla Brytyjczyków to szansa na dywersyfikację dostaw i rynkową grę z tańszym dostawcą, co praktycznie sprowadzi się do rozwodnienia tanim rosyjskim gazem z Syberii drogiego gazu z Morza Północnego.

Budowa morskiego odcinka Gazociągu Północnego - jak podał ostatnio Gazprom - ma ruszyć dopiero za dwa lata czyli wiosną 2008 roku, ale pierwsza część 147-kilometrowa lądowego odcinka tej magistrali zostanie oddana do użytku już jesienią bieżącego roku. Przypomnijmy, że według założeń, Gazociąg Północny będzie się składał z dwóch nitek o łącznej przepustowości 55 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Morski odcinek magistrali ma liczyć 1189 km. Będzie się zaczynać od tłoczni na brzegu zatoki Portowaja koło Wyborga, w rejonie Petersburga, a kończyć - w Greifswaldzie, w pobliżu granicy niemiecko-polskiej. Gazociąg Północny zostanie podłączony do rosyjskiej sieci przesyłowej za pośrednictwem lądowej magistrali Griazowiec-Wyborg długości 917 km. Będzie ona przebiegać wzdłuż już istniejącego gazociągu. Jej układanie rozpoczęto z wielką pompą w grudniu ubiegłego roku. Dobrze poinformowany dziennik "Wiedomosti" podaje, że lądowy odcinek Gazociągu Północnego będzie kosztować 4,2-5,7 mld dolarów, a morski - ok. 5,6 mld USD.

Biznesplan projektu zakłada, że morski odcinek zostanie jedynie w 30 proc. sfinansowany przez akcjonariuszy - proporcjonalnie do ich udziałów w NEGPC. Pozostałe 70 proc. mają stanowić kredyty bankowe. Organizatorami konsorcjum maja być dwa banki: holenderski ABN Amro i niemiecki Dresdner Bank. Zaskakuje jednak założenie, że niewiele przekraczający 900 km odcinek lądowy ma kosztować w przybliżeniu tyle samo co blisko 1200 km gazociągu podmorskiego. Choć przecież powszechnie wiadomo, że każda instalacja podmorska już ze swojej natury musi być droższa, niż analogiczna zbudowana w wersji lądowej. Może to świadczyć o pewnej iluzoryczności całego projektu, albo też chęci ukrycia przynajmniej na samym początku rzeczywistych kosztów podmorskiej magistrali.

Jamał II ma jeszcze szanse

Aleksander Gudzowaty, twórca „Bartimpexu”, człowiek który wiele lat spędził w Moskwie jako przedstawiciel polskich central handlu zagranicznego i bodaj - po Stanisławie Ciosku - jest drugim Polakiem z tak rozległą znajomością mentalności i metod działania Rosjan, ostatnio stwierdził, że Gazociąg Północy raczej nie powstanie, zaś gaz na Zachód Europy popłynie drugą nitka wiodącego przez Polskę Gazociągu Jamalskiego. Wstrzymanie – zdaniem Gudzowatego- jej realizacji nie wynikało z jakiegoś „boczenia” się przez Rosjan na Polskę, tylko z tego powodu, że Rosjanie nie mieli dopiętych kontraktów na zbyt swojego gazu właśnie na zachodzie Europy. Choć trzeba przyznać, że kolejne rządy w Polsce – bez względu na orientację polityczną – nie potrafiły skutecznie rozmawiać z Rosjanami na tematy gospodarcze, dając się łato ponieść emocjom i ciągle odreagowując dawne żale historyczne. Poprzedni szef „Gazpromu” - Rem Wiachiriew szacował, że przez Polskę mogłoby płynąć tranzytem 120 mld m sześc. gazu, co mogłoby dać miliard dolarów rocznie wpływów z tytułu opłat tranzytowych.

Kategorycznie odmówiliśmy budowy „pieriemyczki”, twierdząc, że na tym straci Ukraina. Ukraina za to teraz – jakby w nagrodę - bez mrugnięcia okiem zablokowała import polskiego mięsa, bo to godzi w doraźne interesy ukraińskie i jest - po części - na rękę Rosji. Aleksander Gudzowaty twierdzi, że Rosjanie w interesach są pragmatyczni i racjonalni i że przy podejmowaniu decyzji nie kierują się chwilowymi emocjami.

Z informacji docierających za pośrednictwem rosyjskiej prasy wynika, że budowa rury, choć powinna zacząć się za niespełna dwa lata, nie ma dopiętego jeszcze finansowania. A skoro tak jest, to nie zamówiono jeszcze rur, potrzebnej armatury sprężarek gigantycznej mocy, a tego typu elementy - zwłaszcza do podmorskiego gazociągu - nigdy nie leżą na składzie, tylko produkowane są na indywidualne zamówienie. To wymaga nie tylko pieniędzy, co oczywiste, a przede wszystkim czasu, którego nie da się przyśpieszyć.

Dyplomacja, a także eurodeputowani Polski, a także Krajów Pribałtyki (Litwy, Łotwy, Estonii) usiłowali zablokować ten projekt na forum Unii Europejskiej, jako godzący w idee wspólnotowej solidarności. Po czerwcowym szczycie „25”, ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz niemal tryumfował. – Unia Europejska nie będzie wspierała Gazociągu Północnego – deklarował po powrocie z Brukseli. Wszyscy europejscy przywódcy zgodzili się, że UE powinna wspierać tylko takie projekty, które służą całej Unii, a nie wybranym jej członkom. Ambasador Ryszard Schnepf, doradca ds. zagranicznych premiera i sekretarz stanu w jego kancelarii stracił stanowisko, kiedy publicznie rzucił koncepcję podłączenia się Polski do... Gazociągu Północnego, bo skoro nie można czegoś zmienić, to trzeba się do tego przyzwyczaić, a najlepiej polubić... Nie ulega wątpliwości, że budowa podmorskiego gazociągu pozbawia wpływów z opłat tranzytowych cztery nowe kraje UE, które wyrwały się spod wypływów Rosji. Logika solidarności i wspólnoty interesów nakazywałaby więc, aby strategiczny gazociąg wchodził na terytorium Unii najbliżej i najszybciej jak to możliwe, a więc w... Estonii. Wszak UE pod względem celnym stanowi już monolit, zaś po rozszerzeniu zakresu działania traktatu z Schengen, będzie graniczyła z Rosją za pośrednictwem Estonii i Łotwy właśnie. Dlatego też niemiłym zaskoczeniem zarówno w Warszawie, Wilnie, Rydze i Tallinie było to, iż Gazociąg Północny znalazł się na ogłoszonej właśnie liście 42 priorytetowych inwestycji w dziedzinie energetyki.

Nabucco też priorytetem

We wszystkich czterech stolicach odebrano to jako przyzwolenie i akceptację dla solidnego klapsa wymierzonego przez dobrego ojca niesfornym dzieciom, które akurat uciekły z domu, zupełnie nie dostrzegając, że na liście priorytetów znalazł się także gazociąg Nabucco, łączący Turcję z Europę Środkową, a prowadzący gaz z rejonu Kaukazu i Morza Kaspijskiego, a także most energetyczny Polska-Litwa, stanowiący element Pierścienia Bałtyckiego. Ze strategicznego punktu widzenia zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego, projekt Nabucco dla Polski powinien być ważniejszy, albowiem zapewniałby gaz z innego źródła, transportowany inną drogą. Z kolei pojawienie się polsko-litewskiego mostu energetycznego dowodzi nieskuteczności unijnych zapisów, wszak ten projekt na liście inwestycji tzw. szybkiego startu był już zanim Polska i Litwa stały się pełnoprawnymi członkami UE. I kluczową barierą pozostaje to, iż Litwa, Łotwa jak i Estonia - pomimo, iż są członkami UE - nie zsynchronizowały swoich systemów energetycznych wg standardów działającego na terenie UE systemu UCTE, co - póki co - wyklucza możliwość bezpośredniej – fizycznej - wymiany mocy.

Specjaliści od unijnej polityki gospodarczej, z których od czasu dymisji Schnepfa nikt nie chce wystąpić pod nazwiskiem, studzą emocje. - Unia nie dysponuje tak wysokimi środkami, które wspomogłyby w ewidentny sposób budowę Gazociągu Północnego, to raczej rodzaj moralnego wsparcia czy błogosławieństwa, które może być pomocne w pozyskaniu przychylności instytucji finansowych, ale w ostateczności zawsze liczy się stopa zwrotu z zainwestowanych kapitałów. I pewność realizacji przedsięwzięcia. Ze środków unijnych mogą zostać sfinansowane co najwyżej ekspertyzy czy analizy, prace studialne, opracowania dotyczące oddziaływania na środowisko. A nie bezpośrednie inwestycje. Gdyby tak się stało, kłóciłoby się to z unijną zasadą nieudzielania pomocy publicznej komercyjnym inwestycjom, które mogłyby mieć wpływ na zakłócenie reguł wolnego rynku.

Gazociąg Północny jest olbrzymim przedsięwzięciem technicznym o niespotykanej skali trudności, dzielącym mały śródlądowy - de facto - akwenem szelfowy o dużej ruchliwości statków - na dwie części.

Wraki i zanieczyszczenia przeszkodzą

Bałtyk jest morzem potwornie zanieczyszczonym, zaliczanym do najbardziej zanieczyszczonych mórz świata, magazynującym w swoich strefach przydennych olbrzymie ilości siarkowodoru i innych toksycznych substancji toczonych przez wpadające doń rzeki z całej Europy przez cały XX wiek, nie licząc bojowych środków trujących z czasów II wojny światowej. Jest morzem burzliwym, o krótki i stromych, sięgających niekiedy 14 metrów falach. Kryjącym w swoich wodach wiele niezinwentaryzowanych wraków, jak choćby odkryty niedawno przez „Petrobaltic” w polskiej strefie ekonomicznej na wysokości Władysławowa zatopiony przez Rosjan w 1947 roku jedyny hitlerowski lotniskowiec „Graf Zeppelin”. Wrak ma 265 metrów długości, ok. 30 metrów szerokości i tyleż samo wysokości, a spoczywa na głębokości 80 metrów.

- Gdyby takie znalezisko pojawiło się na trasie projektowanego gazociągu, należałoby je ominąć, albo wrak podnieść. Obie operacje będą kosztowne i czasochłonne. Wprawdzie drugiego Zeppelina już na Bałtyku nie znajdziemy, bo Niemcy mieli tylko jeden lotniskowiec, ale mniejszych wraków jest całe mnóstwo. Niektóre z nich są uzbrojone, zawierają toksyczne ładunki, albo są zbiorową mogiłą ludzi, którzy na ich pokładzie utonęli – i z tego powodu nie powinny być przemieszczane, ani eksplorowane. Dlatego też optymalne poprowadzenie gazociągu tej wielkości i tej długości może być niewykonalne – mówią nasi informatorzy. Tym bardziej, że Rosjanie nie ujawnili jeszcze szczegółowej trasy, jaką chcieliby gazociąg poprowadzić. Fakt, iż na Bałtyku nie ma wód eksterytorialnych, sprawi że zapewne nie da się uniknąć, opłat tranzytowych na rzecz państw, przez których strefy ekonomiczne przebiegnie, co zaprzecza założeniu, że brak opłat tranzytowych zrekompensuje zwiększone koszty ułożenia rur pod wodą. Jego trasa zostanie zapewne oprotestowana przez ekologów, którzy zwłaszcza w krajach skandynawskich, a także w Niemczech potrafią być bardzo skuteczni (to Joschka Fischer, były wicekanclerz Niemiec i minister spraw zagranicznych w rządzie za Gerharda Schroedera wywodzi się z „partii zielonych”). Wystarczy przypomnieć, że to pod naciskiem skandynawskich organizacji ekologicznych podmorski kabel stałoprądowy łączący Polskę ze Szwecją musiał zostać wyposażony w tzw. szynę powrotną, co znacznie podrożyło koszt jego ułożenia, podczas gdy wszystkie wcześniej funkcjonujące pod Bałtykiem kable energetyczne zadowalały się elektrodami brzegowymi i... wodą morską jako przewodnikiem.

Jest jeszcze jeden problem, Zatoka Fińska, pod której dnem ma przebiegać gazociąg, zimą zamarza, co skutecznie uniemożliwi dostęp do gazociągu w wypadku awarii. Jeszcze inna sprawa to zasilanie podmorskiego gazociągu. Wystarczy tylko przypomnieć, że 680 km polskiego odcinka Jamału I wspomagane jest pracą 5 tłoczni o docelowej mocy 600 MW. Ponieważ podmorska część Gazociągu Bałtyckiego będzie dwa razy dłuższa, więc - nie wdając się specjalnie w szczegóły - można powiedzieć, że będzie wymagała do tłoczenia co najmniej dwa razy więcej energii. A to są już wielkości niebagatelne, odpowiadające mocy średniej elektrowni.

- W tym stanie rzeczy teza stawiana przez Aleksandra Gudzowatego, że gaz do Europy Zachodniej wcześniej popłynie drugą nitką Jamału – jest bardzo prawdopodobna – twierdzą nasi informatorzy. Trzeba tylko zachować zimną krew, uzbroić się w silne nerwy i nie wykonywać nerwowych gestów.

EuRoPol Gaz zmniejsza zadłużenie

A tymczasem, jak wynika z danych opublikowanych przez Gazprom, EuRoPol Gaz - operator i właściciel polskiego odcinka Jamału I zmniejszył w ubiegłym roku swoje zadłużenie z 1 mld 373 mln dolarów do 1 mld 179 mln dolarów, wykazując przy tym 121,9 mln dolarów zysku netto, przy rosnących z roku na rok przychodach, które w ubiegłym roku osiągnęły wielkość blisko pół miliarda dolarów. Tak więc interes kręci się nieźle, choć wśród akcjonariuszy nadal iskrzy i od miesiąca nie są w stanie ukończyć walnego zgromadzenia ani wybrać prezesa zarządu na nową kadencję.

Dokończenie znajdziesz w wydaniu papierowym. Zamów prenumeratę miesięcznika ENERGIA GIGAWAT w cenie 108 zł za cały rok, 54 zł - za pół roku lub 27 zł - za kwartał. Możesz skorzystać z formularza, który znajdziesz tutaj

Zamów prenumeratę




 



Reklama:

Komfortowe apartamenty
"business class"
w centrum Krakowa.
www.fineapartment.pl




PRACA   PRENUMERATA   REKLAMA   WSPÓŁPRACA   ARCHIWUM

Copyright (C) Gigawat Energia 2002
projekt strony i wykonanie: NSS Integrator