Energetyka tradycyjna
  Energ. niekonwencjonalna
  Informatyka w energetyce
  Kraj w skrócie
   Świat w skrócie
REDAKCJA     PRENUMERATA     REKLAMA     WSPÓŁPRACA     ARCHIWUM

    SZUKAJ
   
    w powyższe pole
    wpisz szukane słowo


 Aktualności

 

Informacje Numery Numer 03/2005

Sabotaż gospodarczy czy zbawienie dla biednego regionu? Energetyka Podkarpacka


Konsolidacja sfery dystrybucji w polskiej energetyce zaczyna niebezpiecznie przypominać okręt płynący po wzburzonym morzu pod pełnymi żaglami, na którym komendy wydaje nie kapitan, a majtkowie wspomagani przez chłopców z kambuza. Dla tych, którzy cierpią na chorobę morską i nie chcą zagłębiać się w marynistyczną terminologię, pomocny może być równie symboliczny przykład sklepu, którym kierują subiekci, a nie pryncypał działający w imieniu i z upoważnienia właściciela.

Pierwszy zarys programu konsolidacji spółek dystrybuujących w Polsce energię elektryczną pojawił się bodaj pięć lat temu. Nikt nie miał wątpliwości, że polskie mocno rozdrobnione - w myśl obowiązującej kiedyś zasady, że małe jest piękne - spółki dystrybucyjne nie mają szans na rozwój i ekspansję, ale nawet na przetrwanie i wegetację w globalizującym się i otwierającym pole wolnej konkurencji świecie energetyki. Kiedy po długich dyskusjach i przymiarkach mocą rządowych dokumentów podzielono spółki na grupy i wyznaczono jądra konsolidacji wydawało się, że sprawa będzie prosta i pójdzie szybko.

Naturalnym katalizatorem przyśpieszającym tempo przemian miała być graniczna data przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Jako pierwsza powstała poznańska ENEA, w następnej kolejności dolnośląska EnergiaPro, pierwsze drobne problemy pojawiły się przy grupie K-7, która dość nieoczekiwanie schudła o 2 podmioty. Dwie łódzkie spółki: Łódzki Zakład Energetyczny i Zakład Energetyczny Łódź-Teren doszły do zgodnego wniosku, iż nie wejdą do firmy z centralą w... Krakowie. A że na czele rządu stał wtedy Leszek Miller blisko z Łodzią związany nie tylko latami młodości, ale i mandatem poselskim, Ministerstwo Skarbu Państwa nie chcąc ryzykować otwartego konfliktu z szefem rządu, a przede wszystkim wyjątkowo silnymi w energetyce związkami zawodowymi, po cichutku odstąpiło od wcześniej nakreślonego planu. Zresztą ta secesja niczego specjalnie nie zakłóciła.

ENION narodził się może nieco uboższy, ale wolny od wewnętrznych konfliktów o władzę, które groziły mu już na samym początku egzystencji. Natomiast dwie energetyczne “Łodzie” po połączeniu w jeden katamaran mogą być z powodzeniem porównywalne swoim potencjałem do sprzedanych zagranicznym inwestorom strategicznym: GZE i STOEN-u. I chociaż wtedy jeszcze doktryna polskiej polityki energetycznej nie zakładała pod żadnym pozorem konsolidacji pionowej, to w kuluarach zaczęto już szeptać o możliwości i planach hipotetycznego połączenia z tworzącą się, a bazującą na węglu brunatnym grupą BOT Górnictwo i Energetyka, która na siedzibę centrali wybrała właśnie Łódź. Wobec zakończonych definitywnym fiaskiem kilku prób prywatyzacji grupy G-8, jej członkowie dość szybko i zgodnie doszli do wniosku, że skonsolidują się sami. Tak też się stało, w wyniku czego powstał koncern ENERGA.

Najwięcej problemów od samego początku przysparzały spółki grupy L-6. O ile plan konsolidacji podsektora dystrybucji zakładał od samego początku strukturę koncernową dla tworzonych nowych podmiotów, o tyle energetycy ze “ściany wschodniej” za żadne skarby nie chcieli zgodzić się na koncern, który ze swojej natury pozbawiłby ich dotychczasowej samodzielności i niezależności. Ministerstwo Skarbu Państwa pełniące w imieniu wszystkich obywateli Rzeczypospolitej rolę właściciela, w imię świętego spokoju oraz wyższego celu, jakim było skuteczne doprowadzenie procesu konsolidacji do szczęśliwego końca, zgodziło się i na to odstępstwo od przyjętych wcześniej zasad i pozwoliło na skonsolidowanie grupy L-6 w formie holdingu.

Ustępstwa nie popłacają
Kiedy wydawało się, że nic już nie stanie na przeszkodzie, by 15 stycznia br. powstał nowy holding energetyczny: Rzeszowski Zakład Energetyczny ogłosił secesję i koncepcję powołania do życia Energetyki Podkarpackiej konsolidującej w postaci regionalnego holdingu spółki należące do grupy kapitałowej RZE SA (Elektrociepłownia Rzeszów i ENESTA - spółka zaopatrująca w energię Hutę Stalowa Wola, natomiast Zespół Elektrowni Wodnych Solina-Myczkowce z końcem ubiegłego roku definitywnie został sprzedany spółce Elektrownie Szczytowo-Pompowe kontrolowanej przez PSE) oraz Elektrownię Stalowa Wola. Ewentualnie do holdingu miałyby także dołączyć: Elektrociepłownia Mielec, Energetyka Wisłosan z Nowej Dęby, Euro-Energetyka z Mielca, obsługująca przedsiębiorstwa w tamtejszej specjalnej strefie ekonomicznej. Mówi się także o Elektrowni Połaniec kontrolowanej przez belgijską grupę Electrabel, która miałaby wystąpić jedynie w roli inwestora finansowego.

Przeciwnicy tracą stanowiska
- Ta inicjatywa wyszła od związków zawodowych - mówi Ewa Tarkowska, rzecznik RZE SA. Koncepcję i założenia lokalnej firmy energetycznej - na zamówienie związków zawodowych przygotowane zostały przez Wyższą Szkołę Organizacji i Zarządzania w Rzeszowie oraz prof. Jana Popczyka z Politechniki Śląskiej, pierwszego prezesa Polskich Sieci Elektroenergetycznych, założyciela firmy konsultingowej “Partner na Rynku Energii” i doradcy w sprawie reform w kompleksie paliwowo-energetycznym Leszka Balcerowicza w czasie, gdy ten był wicepremierem. Stosowne wnioski o zgodę zostały złożone w URE i UOKiK.

Przeciwny wydzieleniu Podkarpackiej Energetyki był wiceminister Skarbu Państwa odpowiedzialny za sektor energetyczny - Dariusz Marzec. “Rząd chce wzmocnienia firm poprzez konsolidację, tak by mogły konkurować z zagranicznymi koncernami. Nie sądzę, by wydzielenie spółki dystrybucyjnej z 3% udziałem w rynku i dołączenie do niej elektrowni z 1,5% udziałem w rynku gwarantowało powstanie silnej grupy. Zmiany w programie dla energetyki są przygotowywane, ale nie obejmują rezygnacji z powołania Wschodniej Grupy Energetycznej. Żadna z osób z zespołu ds. restrukturyzacji energetyki, a są wśród nich szefowie Ministerstwa Gospodarki oraz Urzędu Regulacji Energetyki, nie zgłaszała propozycji wyłączenia zakładu rzeszowskiego z grupy” - argumentował wiceminister Marzec. Wkrótce jednak został dość nieoczekiwanie zdymisjonowany.

Propozycję powołania do życia Energetyki Podkarpackiej podchwyciły szybko lokalne władze samorządowe, zaś związkowcy podczas wizyty na Podkarpaciu wicepremiera Jerzego Hausnera zorganizowali kilkusetosobową pikietę. Wicepremier ponoć dla pomysłu związkowców był nieco łaskawszy dając cień nadziei na jego realizację, ale zastrzegł od razu, że nie wchodzi w rachubę zmiana siedziby holdingu z Lublina na Rzeszów. Lublin, co warto wiedzieć, jest dwa razy większy od Rzeszowa, a projektowana grupa L-6 jednocząca w formie holdingu zakłady energetyczne: Białystok, Warszawa-Teren, ZEORK w Skarżysku-Kamiennej, LUBZEL w Lublinie, Zamojską Korporację Energetyczną i właśnie Rzeszowski Zakład Energetyczny byłaby największym dystrybutorem energii elektrycznej w Polsce z 19% udziałem w rynku, obsługującym 3,7 mln klientów. Niedawno wicepremier Hausner złożył rezygnację ze swojego stanowiska, co spowodowało powiew smutku na Podkarpaciu. LUBZEL, który jest koordynatorem powołania holdingu, odmawia - co naturalne - komentarza do tej sytuacji. Firma oficjalnie ma nawet rzecznika prasowego.

Adwent wkracza do akcji
Do akcji wkroczył eurodeputowany Filip Adwent, który do ministra Skarbu Państwa Jacka Sochy napisał: “W poczuciu odpowiedzialności za przyszłość województwa podkarpackiego wyrażam zdecydowane poparcie dla starań związkowców i samorządowców z Podkarpacia, zmierzających do utworzenia holdingu Energetyka Podkarpacka, składającego się z Rzeszowskiego Zakładu Energetycznego S.A., Elektrowni Stalowa Wola, Elektrociepłowni Załęże oraz spółki ENESTA z siedzibą w Stalowej Woli. Za niedopuszczalne i wręcz szkodliwe uważam natomiast planowane jeszcze do niedawna zlikwidowanie RZE poprzez włączenie go w struktury holdingu Wschodniej Grupy Energetycznej, tzw. Grupy L-6. Przeciw likwidacji RZE przemawiają względy ekonomiczne i społeczne. Rzeszowski zakład osiąga wysoką rentowność, na przestrzeni lat samodzielnego funkcjonowania dopracował się wielomilionowego majątku, a podjęte inwestycje pozwoliły na stworzenie sieci energetycznej o wysokich standardach. RZE zatrudniając setki pracowników jest istotnym podmiotem na rynku pracy województwa, które w ciągu 15 lat transformacji ustrojowej wielokrotnie doświadczyło dramatu zwolnień grupowych i co za tym idzie postępującej pauperyzacji lokalnej społeczności. W przekonaniu o słuszności proponowanych rozwiązań jeszcze raz apeluję do Pana Ministra o zadośćuczynienie społecznym oczekiwaniom i wyrażenie zgody na powołanie holdingu Energetyka Podkarpacka.”

Eurodeputowany Adwent to ciekawa postać. Z wykształcenia jest lekarzem, więc poniekąd ma prawo nie odróżniać holdingu od koncernu. Ale jako człowiek urodzony i wychowany w kapitalizmie powinien widzieć, że holding lokalny od holdingu regionalnego pod względem zachowania niezależności tworzących go podmiotów niczym się nie różni. Filip Adwent urodził się w Strasburgu i tam mieszkał przez 40 lat. W 1996 r. przyjechał do Polski, tu osiadł w Grodzisku Mazowieckim. Pomimo tego, że uchodzi za przeciwnika Unii Europejskiej, w czerwcu ubiegłego roku uzyskał na Podkarpaciu mandat do Parlamentu Europejskiego z ramienia Ligi Polskich Rodzin, do której jednak, jak się zastrzega, nie należy.

Gorącym admiratorem utworzenia Energetyki Podkarpackiej jest prof. Jan Popczyk, który w powołaniu tego podmiotu upatruje szans - przy użyciu zysków wypracowanych przez Rzeszowski Zakład Energetyczny oraz Elektrociepłownie Rzeszów - na sfinansowanie koniecznej modernizacji Elektrowni Stalowa Wola, którą rząd zostawił w swoich programach dla energetyki praktycznie samą sobie. Profesor Popczyk w licznych publikacjach mówi wprost, że zgoda na utworzenie Energetyki Podkarpackiej będzie i sprawdzianem i testem na prawdziwość intencji rządu. Tyle tylko, że tego rządu już praktycznie nie ma. Wszyscy myślami są już przy wyborach do Sejmu oraz przymiarkach do fotela prezydenta RP.

Niewykorzystana szansa
Wszyscy zapominają jednak, albo udają niewiedzę, że RZE leży na granicy nie tylko dwóch krajów: Ukrainy i Słowacji, ale także na granicy trzech systemów elektroenergetycznych: polskiego ukraińskiego i słowackiego. To nie jest już sprawa wyłącznie lokalna, ale ogólnopolska, a nawet unijna. Wszak na terenie działania RZE kończy się linia przesyłowa 750 kV łącząca ukraińskie elektrownie jądrowe ze znajdująca się pod Rzeszowem stacją transformatorową 750/400 kV. Stanowi to ważną - nie w pełni wykorzystywaną do tej pory - rezerwę wymiany mocy pomiędzy Ukraina i Polską, pomiędzy Ukrainą i Unią Europejską. Kwestia tranzytu taniej energii elektrycznej ze Wschodu na Zachód Europy zaprząta głowy lobbystów i polityków nie od dzisiaj. W końcu Jan Kulczyk spotykał się z Władimirem Ałganowem w Wiedniu nie w sprawie niedoszłej do skutku prywatyzacji Rafinerii Gdańskiej, a właśnie w kwestii reeksportu - za pośrednictwem Polski - rosyjskiej energii elektrycznej do Zachodniej Europy.

Tak więc w tym kontekście RZE nie jest firmą tylko lokalną, tak jak się wydaje jej pracownikom, ale może być ważnym, strategicznym więc ogniwem w wymianie energii pomiędzy wschodem a zachodem. Zatem wszystkie decyzje w jego sprawie muszą być odpowiedzialne, a przede wszystkim kompetentne.

Dokończenie znajdziesz w wydaniu papierowym. Zamów prenumeratę miesięcznika ENERGIA GIGAWAT w cenie 108 zł za cały rok, 54 zł - za pół roku lub 27 zł - za kwartał. Możesz skorzystać z formularza, który znajdziesz tutaj

Zamów prenumeratę



 



Reklama:

Komfortowe apartamenty
"business class"
w centrum Krakowa.
www.fineapartment.pl




PRACA   PRENUMERATA   REKLAMA   WSPÓŁPRACA   ARCHIWUM

Copyright (C) Gigawat Energia 2002
projekt strony i wykonanie: NSS Integrator