Energetyka tradycyjna
  Energ. niekonwencjonalna
  Informatyka w energetyce
  Kraj w skrócie
   Świat w skrócie
REDAKCJA     PRENUMERATA     REKLAMA     WSPÓŁPRACA     ARCHIWUM

    SZUKAJ
   
    w powyższe pole
    wpisz szukane słowo


 Aktualności

 

Informacje Numery Numer 02/2004

Trzeba szukać poważniejszych dostawców gazu… „Samobój” Gazpromu?


I stało się... Gazprom niespodziewanie, w środku zimy przykręcił kurek na rurociągu jamalskim prowadzącym gaz z Syberii przez Białoruś i Polskę - do Niemiec. Oficjalnie podano, że chodzi tutaj o niezapłacone przez Białoruś rachunki i... podkradanie gazu idącego tranzytem na Zachód.
Przyznam się, że zrobiło mi się w tym momencie głupio, bo wielokrotnie na tych łamach używałem argumentu, iż nigdy wcześniej Rosjanie nie używali wobec Polski „gazowego straszaka”. Nawet wtedy, kiedy mieli uzasadnione, z ich punktu widzenia, powody by nie kochać nas za choćby za „Solidarność” czy zdradę ideałów socjalizmu czy za nowych już czasów, kiedy mieliśmy wobec rosyjskiego dostawcy potworne zaległości finansowe... Eksperci od infrastruktury podpierali mnie swoimi argumentami mówiąc, iż mamy to historyczne szczęście, że jesteśmy w środku rury, a nie na jej końcu i dla nas gazu - z technicznego punktu widzenia - nie może zabraknąć. Oficjalnie Moskwa nie zgłasza żadnych pretensji pod adresem Warszawy, zapewnia że to więcej nie powtórzy się i deklaruje gotowość i wolę dalszej współpracy, ale to polskie zakłady azotowe dostały na mrozie czkawki z powodu spadku ciśnienia gazu.

Dzieje się jednak inaczej. I to w sytuacji, kiedy postronnym obserwatorom sceny politycznej wydawało się już, że Białoruś i Rosja to prawie jedno. Jeszcze nie tak dawno to sąsiadującą z Białorusią Ukraina, manifestująca przy każdej okazji swoją niezależność od dawnego domu panującego i patrząca łasym okiem w kierunku NATO oraz Zjednoczonej Europy, postrzegana była w Moskwie jako niewdzięczna owca, która odłączyła się na własna rękę od stada. Jeszcze nie tak dawno Rosjanie nalegali na budowę przez Polskę „pieremyczki” umożliwiającej skierowanie tranzytowego strumienia gazu na Zachód właśnie z Białorusi, a z pominięciem Ukrainy. To pod adresem Kijowa padały oskarżenia o niepłacenie rachunków i podkradanie gazu. Ale Ukraińcom nigdy nie odważono się przykręcić w środku zimy kurka z gazem. Rosjanie zawsze byli zręcznymi negocjatorami oraz dyplomatami i prawie zawsze potrafili osiągać zamierzone cele. Ale przyznam się szczerze, że coraz trudniej przychodzi mi rozumieć ich intencje. Najpierw długo negocjowano kwestie „jamału”, kiedy pierwsza nitka szczęśliwie zaczęła tłoczyć gaz, okazało się że są problemy z budową drugiej. Zamiast drugiej nitki zaproponowano „pieremyczkę”. Kiedy z „pieremyczki” nic nie wyszło, oświadczono, iż druga nitka „jamału” - nie bacząc na koszty - pójdzie po dnie Bałtyku omijając... Polskę.

„Gazprom” nie jest komercyjną, prywatną firmą realizującą kapitalistyczną zasadę maksymalizacji zysku. Jest potężnym, państwowym koncernem realizującym – co tu kryć – politykę potężnego państwa. Albo jak niektórzy twierdzą przewrotnie... to państwo realizuje politykę „Gazpromu”. A więc nic tu nie dzieje się przypadkowo.
Moskwa zapewne jest podenerwowana rurociągiem Odessa –Brody i wizją jego dalszego przedłużenia przez Polskę, co pozwoli wypłynąć na europejskim rynku kaspijskiej ropie. Moskwa jest podenerwowana rozszerzeniem Unii Europejskiej, zwłaszcza o dawne nadbałtyckie republiki. Moskwa jest...
Trudno zgadnąć. Ale wszystko wskazuje na to, że Rosjanie strzelili sobie, przy okazji misternie tkanych intryg, samobójczego gola. Bo bez względu na długość rozmowy telefonicznej prezydentów Kwaśniewskiego i Putina, w Polsce i na Zachodzie „Gazprom” nie będzie już mógł być darzony takim zaufaniem jak do tej pory.

Ten incydent każe inaczej popatrzeć na problemy energetycznego bezpieczeństwa kraju, bo przecież ten chwilowy spadek ciśnienia w transkontynentalnym rurociągu mógł być spowodowany równie dobrze i równie prawdopodobnie awarią techniczną, katastrofą geologiczną, wypadkiem losowym czy... atakiem terrorystycznym. Oczywiście momentalnie odżyły kwestie rurociągów norweskich, duńskich i odnogi Bernau – Szczecin. Przy okazji parę zgasłych gwiazd polityki próbowało zabłysnąć nowym światłem. Myślę, że w pierwszym rzędzie należy postawić na zintensyfikowanie krajowego wydobycia gazu. Trzeba zwiększyć nakłady na poszukiwanie i dokumentowanie nowych zasobów. Tu przyroda nie zostawiła nas zupełnie na pastwę losu i dała wcale niemało. Co by kto nie mówił, zawsze najpewniejsze są własne dostawy. A przy tym tańsze... i dają nowe miejsca pracy.

Może trzeba wrócić do zarzuconej koncepcji budowy terminalu LNG w okolicach Szczecina czy Portu Północnego i popatrzeć łaskawym okiem na gaz skroplony. Są jeszcze niewykorzystane podziemne magazyny gazu. A może jednak przy tej okazji trzeba przekonać się – choć wiem, że to niepopularne – do energetyki jądrowej, która jako żywo przypomina komunikację lotniczą. Wprawdzie śmiertelna w wypadku katastrofy, ale o najwyższych wskaźnikach bezpieczeństwa. Wszystko to wymaga niestety czasu i... pieniędzy. A ponieważ nigdy nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, intrygująca wydaje się koncepcja budowy na Białorusi w okolicach Brześcia elektrociepłowni w oparciu o polska technologię, wykonawstwo i polski węgiel. Może to przy okazji ożywi stosunki gospodarcze i polityczne na linii Warszawa – Mińsk. W końcu trudno udawać, że nie żyjemy obok siebie.






 



Reklama:

Komfortowe apartamenty
"business class"
w centrum Krakowa.
www.fineapartment.pl




PRACA   PRENUMERATA   REKLAMA   WSPÓŁPRACA   ARCHIWUM

Copyright (C) Gigawat Energia 2002
projekt strony i wykonanie: NSS Integrator