Artykuł opublikowany pod adresem:     http://gigawat.net.pl/article/articleprint/109/-1/10/

A. Gudzowaty, P. Woźniak, T. Syryjczyk: problem jest, ale każdy widzi go gdzie indziej…


Informacje Numery Numer 02/2003

„Czy mamy kłopot z gazem?” - zastanawiali się uczestnicy interesującej debaty publicznej zorganizowanej przez Fundację im. Stefana Batorego (Warszawa, 6 lutego). W zgodnej opinii panelistów - Aleksandra Gudzowatego, Tadeusza Syryjczyka oraz Piotra Woźniaka – rozwiązaniem polskich problemów gazowych jest dywersyfikacja dostaw, której różne warianty zaprezentowano podczas dyskusji.

Monopol rosyjski jest groźny, gdyż stwarza warunki do dyktatu, np. cenowego – mówił Aleksander Gudzowaty. Polska musi uzyskać dostęp do sieci transportu Europy Zachodniej, gdzie obowiązują regulacje europejskie. Osiągniemy w ten sposób możliwość wyboru dostawcy, a tym samym możliwość negocjowania cen, określanych – co jest warunkiem nieodzownym – na polskiej granicy. Jeśli posiadalibyśmy połączenia z UE, zmianie na korzyść uległyby także kontrakty z Rosjanami, gdyż byliby zmuszeni zacząć traktować nas jak partnerów. Połączenie z siecią europejską, podkreślał Gudzowaty, to najlepszy sposób dywersyfikacji.
Jednym z najprostszych wariantów połączenia z systemem gazowniczym Unii jest, jak wskazywał, budowa gazociągu Bernau-Szczecin. 30-kilometrowy gazociąg biegnący pasem nadgranicznym, o przepustowości 1-4 mld m sześc. (w zależności od zastosowanego uzbrojenia technicznego), byłby – przekonywał szef Bartimpexu - pierwszym polskim połączeniem z UE, i to funkcjonującym już od września 2001 r.
Gudzowaty jest przeciwnikiem budowania bezpośrednich połączeń z alternatywnymi wobec rosyjskich źródłami gazu. - Ja nigdy nie zdecydowałbym się na kontrakt norweski, bo nikt nie ma na tak dużych pieniędzy na budowę 800-kilometrowego gazociągu, Norwegowie tym bardziej – stwierdził. - Nawet gdyby Polska odbierała 5 mld m sześc., chociaż tyle nie potrzebuje, to jeszcze trzeba znaleźć odbiorcę na pozostałe 3 mld m sześc., a jak dotąd to się nie udaje. Zresztą nie jest to Norwegom potrzebne, gdyż kilka miesięcy temu zawarli porozumienie z Rosjanami o wzajemnym wypełnianiu obowiązków kontraktowych. Oznacza to, że mają możliwości swapowych dostaw do Polski, nie tylko na granicy zachodniej, ale i na wschodniej. Norwegowie mogą zatem „dogadać” się z Rosjanami i od razu jesteśmy w podwójnym klinczu. Połączenie ze złożem nic nie daje. Liczy się to, z kim i na jakich warunkach podpisuje się umowę.
Zdaniem Gudzowatego, torpedujący budowę gazociągu Bernau-Szczecin siłą rzeczy działali na rzecz utrzymania rosyjskiego monopolu gazowego na polskim rynku: - A pod bokiem całej tej awantury o Bernau-Szczecin, powstał w Polsce trzeci gazociąg, budowany przez Niemców, z Frankfurtu przez Słubice do Międzyrzecza. Już przekroczył granicę o 50 km. I nikt o tym nie mówi. Tak więc, dwóch się irytowało, a trzeci skorzystał... To jest co prawda gazociąg, który ma zaopatrywać sąsiednie gminy, ale jego parametry techniczne pozwalają na transport co najmniej 2 mld m sześć. gazu. To dużo w skali naszego miniaturowego zapotrzebowania na gaz (ok. 11 mld m sześc.).
Prócz stworzenia technicznych możliwości dywersyfikacji źródeł gazu, równie istotne jest – zwracał uwagę Gudzowaty - zabezpieczenie możliwości wyboru dostawcy. Podstawowym warunkiem, który to umożliwi, jest ograniczenie zawartych wieloletnich kontraktów, które ze swej natury są w sprzeczności z ideą dywersyfikacji i możliwością swobodnego wyboru. - W czasach gdy podpisywano kontrakt jamalski, kontrakty długoletnie były normą, dziś się od nich odchodzi. Podobnie jak przeżytkiem historycznym jest monopol Gazpromu. Mamy duże doświadczenie negatywne w tym zakresie – mówił Gudzowaty. - Na razie na rynku gazowym Rosji dominuje Gazprom. Ale przecież działają tam także inne firmy wydobywające gaz komplementarnie z ropą. Przypuszczam, że inwencja tych firm będzie tak silna, iż wkrótce będziemy mieć gazowe oferty handlowe od innych spółek rosyjskich np. Łukoila czy Yukosa. Pytanie, czy uda się im uzyskać dostęp do sieci transportowej. Niemniej ten proces już się zaczął i będzie postępował.
Tadeusz Syryjczyk, minister przemysłu w rządzie Tadeusza Mazowieckiego oraz minister transportu w rządzie Jerzego Buzka, skupił się na kwestii bezpieczeństwa dostaw wskazując na występowanie różnych czynników zagrożenia, m.in. o charakterze politycznym, technicznym, a także w sferze zarządzania przedsiębiorstwami gazowniczymi w Rosji, które to ryzyko w jego przekonaniu w ostatnich latach wzrosło.
- O ile na początku lat 90. bardziej obawiałem się politycznych retorsji, gdyby nasza ewolucja ustrojowa przestała się podobać, o tyle teraz bardziej byłbym skłonny obawiać się, iż w wyniku nieodpowiedzialnego zarządzania i skorumpowania może dojść do niewydolności technicznej rosyjskiego systemu wydobycia i przesyłu gazu – mówił Syryjczyk. – Wciąż stawiana jest kwestia, gdzie są dolary ze sprzedaży gazu, dlaczego są długi w sytuacji, gdy eksport gazu powinien dawać lepsze wyniki niż handel kokainą, a nie daje. Ta ekonomika przedsiębiorstw nie jest całkowicie przejrzysta ani dla ośrodków politycznych w Rosji, ani dla nas. I to jest czynnik, który - moim zdaniem - musi być brany pod uwagę.
Wprawdzie niektórzy komentatorzy twierdzą - kontynuował Syryjczyk – że nowe kierownictwo rosyjskiego giganta powstrzymało wypływ aktywów na zewnątrz, ale zagrożenie istnieje. Świadczą o tym choćby dane z „Niezawisimoj Gazety” z grudnia 2002 r., iż zadłużenie Gazpromu wynosi 14,7 mld USD, a zaciągniętymi kredytami jest obciążonych 70 proc. wpływów eksportowych, w tym 97 proc. z wpływów z tytułu kontraktów z partnerami zachodnimi.

Zdaniem byłego ministra, wyeliminowanie czynników ryzyka jest możliwe, ale kosztowne. Powinniśmy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy w imię bezpieczeństwa energetycznego kraju jesteśmy gotowi więcej zapłacić za gaz budując nowe połączenia, i czy nas na to stać. – Jestem za rozbudową infrastruktury zewnętrznej – stwierdził. Jako minister, popierałem projekt gazociągu norweskiego, zakładając jednak, że jego realizacja nastąpi nie wcześniej niż w roku 2010 lub 2015, ze względu na aktualnie niski poziom konsumpcji gazu w Polsce.
Czynnikiem sprzyjającym podjęciu decyzji o budowie tego gazociągu, było pozyskanie innych, poza Polską odbiorców, gotowych udźwignąć ciężar kosztów tej inwestycji: - Jednakże 10 lat temu sposób myślenia krajów nadbałtyckich, a także Słowacji, Czech czy Węgier był mniej wrażliwy niż nasz. Inna sprawa, czy my byliśmy dość zdeterminowani, żeby te kraje do tego przekonać? Nie jestem pewien. Dziś w ramach prywatyzacji Estonia, Litwa, Łotwa, Słowacja sporo swych aktywów gazowniczych sprzedały firmom rosyjskim, a zatem nadal ich wrażliwość na problem uniezależnienia się od rosyjskich dostaw jest słabsza. Znalezienie zdeterminowanej grupy odbiorców, która byłaby skłonna wytworzyć zapotrzebowanie na dostawy rzędu 10 mld m sześc. gazu, z czego Polska odbierałaby 5 mld, wydaje się być trudne. Musiałoby istotnie wzrosnąć zużycie gazu w kraju, a substytucja gazowa w najbliższym czasie jest mało prawdopodobna, choć w niektórych niszach przemysłu (zapotrzebowanie szczytowe) byłaby opłacalna.
Największy oddźwięk wśród uczestników wywołało wystąpienie Piotra Woźniaka, byłego wiceprezesa PGNiG SA, który odniósł się do wyników niedawno zakończonych rozmów w Moskwie na temat dostaw gazu jamalskiego (materiał o renegocjacji umowy gazowej zamieszczamy w tym numerze - przyp. red.). Jego zdaniem, stopień redukcji dostaw gazu osiągnięty w ramach porozumienia międzyrządowego w styczniu 2003 r. nie przekracza 17 proc. (30 mld m sześc.), i to pod warunkiem, że dojdzie do negocjacji handlowych PGNiG SA i Gazpromu/Gazeksportu (zawarte w Moskwie ustalenia odnoszą się do preambuły kontraktu jamalskiego, w części handlowej kontraktu nie ma do niej odwołań, a tym co decyduje o poziomie bezpieczeństwa Polski i technicznych stronach zaopatrzenia w gaz jest kontrakt). Według Woźniaka, uzgodniona redukcja dostaw obejmuje tzw. warstwę elastyczną tego kontraktu, czyli te ilości gazu, które nie podlegają zasadzie take or pay. Ponadto „zdjęta” warstwa elastyczna mieści się w całości w okresie przedłużenia kontraktu (do 2022 r., pierwotnie do 2020 r.). - Redukcja między kontraktem handlowym, a porozumieniem międzyrządowym obecnie zawieranym wynosi zero. I albo strony usiądą do rozmów i wynegocjują coś dalej, a wygląda na to, że nie muszą, gdyż to, do czego umówiły się rządy jest tym samym, co już istnieje w porozumieniu handlowym - albo nie. Zakładając jednak, że dojdzie do rozmów handlowych i Gazprom/Gazeksport zechcą rozmawiać o tzw. poziomie elastyczności na zasadach co najmniej nie gorszych niż w obecnym kontrakcie handlowym, a także iż zostanie osiągnięte maksimum negocjacyjne, co udaje się niezmiernie rzadko - redukcja wyniesie ok. 17% - powiedział Woźniak.
Jego zdaniem korzyść z zawarcia porozumienia handlowego polegać będzie na tym, iż do 2010 r. bezwzględne minimum odbioru będzie o ok. 1 mld m sześc. mniejsze niż niż do tej pory.
Woźniak podniósł także kwestię innych zasadniczych spraw dla współpracy gazowej z Rosją, co do których nie wiadomo, czy i jakie zapadły rozstrzygnięcia. Jedną z nich jest niedostosowanie ilości odbioru po polskiej stronie do możliwości technicznych (ok. 3 mld m sześc. w punkcie odbioru Kondratki). Zakontraktowane ilości są większe, dlatego co roku odbywa się aneksowanie kontraktu jamalskiego po to, aby ta ilość gazu, która się nie mieści w przejściu Kondratki, była rozłożona na inne przejścia – Drozdowicze i Wysokoje. Zdolności techniczne obu tych punktów do odbioru gazu są ograniczone i wynoszą ok. 9 mld m sześc. W momencie gdy dostawy ze strony rosyjskiej będą narastać, powstanie problem niemożności odebrania gazu, za który trzeba będzie zapłacić. (Innego zdania był szef EuRoPol Gazu, Kazimierz Adamczyk, według którego Rosjanie mogą dostarczyć do Kondratek tylko 3 mld, a na więcej potrzebna jest zgoda strony polskiej. Jeśli nie ma możliwości dostarczenia gazu zgodnie z kontraktem, czyli przez nie istniejącą drugą nitkę, strona polska nie ma obowiązku odbioru gazu).
Były wiceprezes PGNiG podkreślił, że znajdujemy się w sytuacji monopolu importowego, gdyż 80-90% gazu sprowadzamy z Gazpromu i Gazeksportu. Formą uniezależnienia się od rosyjskich dostaw jest, jego zdaniem, realizacja kontraktów skandynawskich. - Wariant połączenia z siecią europejską, tzw. niemiecki, czyli gazociąg Bernau-Szczecin, ma dwie wady: robi z Polski rynek końca rury, czyli rynek zamknięty, a po drugie nie daje możliwości rozwojowych – stwierdził. – W wariancie skandynawskim gazociąg Bernau-Szczecin jest również uwzględniony, ale łączy się z gazociągiem poprowadzonym z norweskich pól gazowych. W ten sposób przestajemy być zamkniętym rynkiem na dostawy z jednego źródła. W Europie są dwa rodzaje gazu: rosyjski i skandynawski. Dzięki takiemu połączeniu po raz pierwszy w historii gazownictwa zaczynałyby się mieszać na terytorium Polski – a więc nie w Emden, nie w okolicach pierścienia berlińskiego - tylko u nas, pod zarządem PGNiG lub jego spółki zależnej. W Niechorzu mogłaby powstać giełda gazowa, hub, gdyż to jest nowoczesny sposób handlowania gazem. Urzeczywistnienie tego wariantu oznacza zasadniczą zmianę pozycji Polski w europejskim przemyśle gazowniczym. Ten plan realizuje także ambicje liczących się inwestorów, np. Ruhrgas i VNG.

Jan Wawrzyn




| Powrót |

Artykuł opublikowany pod adresem:     http://gigawat.net.pl/article/articleprint/109/-1/10/

Copyright (C) Gigawat Energia 2002