Artykuł opublikowany pod adresem:     http://gigawat.net.pl/article/articleprint/1394/-1/94/

Waldemar Pawlak w Strasburgu


Informacje Numery Numer 02-03/2009

Dziękuję za pryncypialne stanowisko w sprawie Gazociągu Północnego

W informacyjnych kioskach usytuowanych co kawałek na terenie całego Parlamentu Europejskiego spotkanie Klubu Polskiego zapowiadane jest na godz. 20.
Jacek Safuta, dyrektor Biura Informacyjnego Parlamentu Europejskiego w Warszawie przysyła mi sms-em wiadomość: „Klub Polski z wicepremierem Pawlakiem godz. 19.00 budynek LOW sala N3.2”.
LOW to reprezentacyjny „okrąglak” Louis Weiss – nazwany tak na cześć pochodzącej z Alzacji najstarszej posłanki do PE wyłonionej w wyborach 1979 roku.

Wchodzących wita europoseł Marcin Libicki i z dumą prezentuje najnowszą książkę, która powstała z jego inicjatywy, stanowiącą zbiór wszystkich dokumentów dotyczących Gazociągu Północnego. Pojawia się Adam Bielan, ale tylko na chwilkę, bowiem musi udać się na posiedzenie prezydium, które dyskutuje na temat Muzeum Europy. Nie ma też Marka Siwca, który w tym samym czasie przewodzi momentami bardzo burzliwej dyskusji plenarnej parlamentu na temat przygotowanego przez francuską eurodeputowaną Anne Laperrouse sprawozdania w sprawie drugiego już przeglądu energetycznego.

W pierwszym rzędzie siedzą profesorowie: Buzek i Gierek, minister Jacek Saryusz-Wolski i redaktor Zwiefka z Poznania. Nieco wyżej siedzi prof. Giertych, z boku minister Liberadzki.
– Pomimo, że skład polskiej reprezentacji w PE odzwierciedla polską scenę polityczną sprzed pięciu lat, to w sprawach istotnych dla Polski przemawiamy i głosujemy w jednolity, zgodny sposób – tłumaczy mi Józef Leopold Rutowicz, startujący do PE z listy Samoobrony członek w PE Grupy Unii na Rzecz Europy Narodów (WEM).
Z najnowszych wiadomości, na dobrej drodze do znalezienia się wśród unijnych projektów flagowych są Bełchatów i Kędzierzyn, a także terminal LNG. Z terminalem jest pewien kłopot, bo on sam ponoć z unijnych dotacji chciałby się wypisać na własną prośbę jako inwestycja niepubliczna, z ekonomicznego zaś punktu widzenia, projekt bez zewnętrznego wsparcia może się nie... domknąć.


- Podczas posiedzenia Rady Europy, sprytny negocjator, który niekoniecznie podzielał nasze opinie, dopisał że system wskaźnikowo-aukcyjny handlu emisjami obejmuje inwestycje energetyczne „fizycznie” rozpoczęte do końca grudnia 2008 roku – mówił podczas spotkania z polskimi europarlamentarzystami w Strasburgu wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak. I tu sprawdziły się talenty organizacyjne naszego społeczeństwa, bo na koniec 2008 roku fizycznie rozpoczęto w Polsce budowę 25.000 MW czyli tyle, ile na co dzień używane jest w krajowym systemie elektroenergetycznym. Teraz będziemy to dokumentować, bo jeśli udałoby się skutecznie zrealizować tylko połowę z tych zamierzeń to mielibyśmy gruntowanie zmodernizowaną energetykę. Kolejną odsłonę mieliśmy w styczniu, kiedy zaczęły się problemy z dostawami gazu, i o ile wcześniej polskie propozycje związane z bezpieczeństwem energetycznym w Europie były traktowane z nieufnością i niedowierzaniem, to dzisiaj już chyba nie mamy za wielu oponentów w Europie i wszyscy widzą potrzebę poważnego i kompleksowego rozwiązania tej kwestii.


Nierealna dyrektywa


W tym kontekście istnieje pilna potrzeba znowelizowania dyrektywy mówiącej o bezpieczeństwie dostaw. W obecnych zapisach jest mowa, że poważne zakłócenie dostaw jest wtedy, gdy 20 proc. rynku czy 20 proc. zakontraktowanych ilości gazu nie dociera. Okazuje się jednak, że cała Europa Środkowa stanowi raptem 19 proc. rynku, oznacza to, że gdyby całkowicie zaprzestano dostaw na cały nasz region, to z perspektywy prawodawstwa unijnego, nie byłoby to poważne zakłócenie dostaw. Potrzebna jest zatem zmiana tego mechanizmu, by bardziej odnosić go do warunków krajowych czy regionalnych, bo będzie to bardziej korespondowało z realiami. Z tym wiąże się kwestia połączeń międzysystemowych czy podziemnych magazynów gazu, które łatwiej będzie przeprowadzić, póki jest jeszcze pamięć o tym, co się działo. Polska nie ucierpiała zbyt mocno, bo w czasie gdy Ukraina była totalnie zablokowana, my całość potrzebnego gazu otrzymywaliśmy za pośrednictwem Gazociągu Jamalskiego. I tak było przez cały styczeń. Kiedy sytuacja unormowała się, nasze firmy zapytały Rosjan, komu mają zapłacić za ten gaz tłoczony poza kontraktem jamalskim. Przez tydzień była cisza, po czym wycofano się z tłoczenia tej ilości gazu, do której dostaw zobowiązane było na mocy kontraktów krótkoterminowych RosUkrEnergo.
Ważne jest dla nas aby te relacje były poukładane możliwie transparentnie. Z polskich doświadczeń wynika, że wszystkie kontrakty średnio- i krótkoterminowe obłożone są ryzykiem negocjacji. A jeśli przychodzi do negocjacji, to Rosjanie są mistrzami ostatniej chwili. W przypadku Ukrainy stanęli nad krawędzią, a nawet ja przekroczyli szkodząc także własnej reputacji.

Z naszego punktu widzenia ważne jest długoterminowe podejście, bo z kontraktu jamalskiego, który obowiązuje do 2022 roku oraz ma klarownie określoną formułę cenową, otrzymujemy gaz bez zakłóceń. Cena gazu jest parametryzowana ceną ropy z ostatnich trzech kwartałów i nie ma o co się spierać. W tej sytuacji warto zadać sobie proste pytanie: czy lepiej aby Rosja była bliżej Unii Europejskiej czy może lepiej by była dalej?
Patrząc na układ geopolityczny i zwroty, jakich może dokonać Rosja, warto aby była bliżej Unii Europejskiej. Trzeba jednak się liczyć z różnorakimi trudnościami praktycznymi wynikającymi z możliwości realizacji tej współpracy. Dobrym przykładem widocznym w styczniu tego roku było to, że Unia Europejska działała spójnie tzn. w imieniu UE wypowiadały się prezydencja plus Komisja Europejska. Jeśli zaczyna się rywalizacja pomiędzy poszczególnymi krajami, to robi się już problem, bo z perspektywy polskiej lepiej jest by była w pierwszej kolejności budowana druga nitka Jamału, a z perspektywy niemieckiej - by powstał North Stream. Na nasze szczęście w chwili obecnej nie będzie pieniędzy na zbyt kosztowne projekty.

Jeśli chodzi o zaopatrzenie w gaz, to nasza pozycja nie jest najgorsza. Jedna trzecia pochodzi z własnego wydobycia, a dwie trzecie z importu. Przy czym gaz stanowi 12 proc. w ogólnym bilansie energetycznym, zaś gaz z importu: 8 proc. Nie stanowi to dla nas takiego problemu jak dla krajów nadbałtyckich, Słowacji czy Czech, gdzie brak gazu wykłada całą gospodarkę.

Cena gazu


Na koniec stycznia cena gazu oscylowała na poziomie 500 dolarów za 1000 m sześc. Jeśli zatem cena ropy utrzymałaby się na poziomie 40 dolarów za baryłkę, to na koniec roku cena gazu powinna wyjść na poziomie poniżej 200 dolarów za 1000 m sześc.
Polska funkcjonuje zatem na mniej więcej europejskim poziomie cenowym, takim samym jak Niemcy, pomniejszonym o niższe koszty tranzytu. Ukraina ma w tej chwili taki sam algorytm cenowy jak Polska. Natomiast Białoruś płaci powyżej 100 dolarów za 1000 m sześc. To taka specyficzna i ciekawa sytuacja przy czym każda cena w tym wypadku jest ceną rynkową.


Teraz kwestia trwałości i perspektyw poszczególnych kierunków zasilania: Rosja to 80 lat, Nabucco 180 lat, a więc jest to kierunek niezwykle obiecujący i wart zachodu, Norwegia i Algieria to kwestia 40 lat. Jeśli chodzi o Nabucco to problemem przy rozproszonym akcjonariacie jest kwestia przywództwa. Austriacki OMV, który do niedawna był liderem tego porozumienia jest także zaangażowany w projekt South Stream. Oczywiście Turcja przy tej okazji będzie chciała osiągnąć swoje cele, bo przecież już od lat pyta, dlaczego ciągle jest pod drzwiami UE.


W okresie wcześniejszego kryzysu gazowego na przełomie lat 2005/2006 UE proponowała zarówno Ukrainie jak i Rosji sfinansowanie liczników gazu na granicy, przy czym ani Ukraina ani Rosja nie były zainteresowane aby tam te liczniki się znalazły... Teraz może warto wrócić do tego pomysłu, aby takie przejrzyste relacje tam jednak się pojawiły. Dzisiaj przecież nie ma konieczności, aby ktoś fizycznie siedział na granicy i pilnował przepływającego gazu. Wskazania urządzeń pomiarowych można obserwować zdalnie na monitorze komputera.


LNG wrażliwe na wahanie cen


Polski terminal LNG nie wyszedł jeszcze z fazy wstępnego projektowania, zarząd powołany jeszcze za czasów poprzedniego rządu ma w najbliższym czasie położyć na stole projekt, bo do tej pory nie ma jeszcze nawet studium wykonalności. Natomiast oglądałem projekt firmy prywatnej oczywiście przygotowany na mniejszą skalę: nie na 2,5 mld m sześc., a na 1-1,5 mld m sześc., bardzo rzetelnie przygotowany ze wszystkimi analizami uwzględniającymi otoczenie, a także ocenami ryzyka. I na koniec była krótka recenzja firmy PricewaterhouseCoopers, że projekt jest starannie przemyślany, jednak wykazuje dużą wrażliwość na zmianę cen, bo już 3-procentowy skok cenowy może wywołać nieefektywność ekonomiczną tego przedsięwzięcia. Być może, to co było stosunkowo łatwe w podjęciu decyzji od strony politycznej, może okazać się dość trudne w realizacji od strony ekonomicznej. Bo jeśli rzeczywiście taki projekt miałby tak dużą wrażliwość na wahanie cen, to bez dofinansowania ze strony UE on się po prostu nie złoży i będzie bardzo trudno go zrealizować, ewentualnie trzeba będzie wprowadzić rozwiązania polegające na sybsydiowaniu czy ewentualnie domieszać ten gaz do gazu krajowego bądź importowanego z Rosji i sprzedawać w jednej wspólnej taryfie.


North Stream tryumf idei nad zdrowym rozsądkiem


- Chciałbym podziękować Paniom Posłom i Panom Posłom za bardzo pryncypialne przedstawienie sprawy Gazociągu North Stream w Parlamencie Europejskim, bo to zmieniło jednak powszechny ogląd dla tej sytuacji. Wydaje mi się, że North Stream będzie miał teraz poważny kłopot, bo miał być to projekt finansowany w znacznej części przez banki, a rentowność tego przedsięwzięcia jest dość umiarkowana, więc trudno sobie wyobrazić, aby przy niskich cenach gazu można było to przedsięwzięcie sfinansować na rynku. Na pewno dużo prostsze i dużo tańsze jest budowanie drugiej nitki Jamału, czy też zabezpieczony od strony politycznej, poprzez wpisanie na listę europejskich priorytetów projekt Amber, prowadzący gaz drogą lądową bezpośrednio z Rosji na terytorium Unii Europejskiej przez Łotwę, Litwę, Polskę do Niemiec. Jeśli jest argument, że dotychczasowe kraje tranzytowe mogą stanowić jakiś problem, to w tym przypadku tego problemu nie będzie. Będzie to tańsze i bezpieczniejsze, bo bezpieczeństwo gazociągu położonego pod ziemią jest o niebo większe niż gazociągu położonego na dnie morza. Próbujmy pokazać, gdzie można zrobić lepszy interes, a nie tylko przeszkadzać w interesach innym. Wydaje mi się, że już w tej chwili zarówno Niemcy jak i Rosjanie też widzą, że realizacja gazociągu North Stream jest bardzo kosztowna i mało efektywna. Pokazywałem na przykładzie zarówno Niemcom jak i administracji rosyjskiej, że druga nitka gazociągu Jamał, jak i gazociąg Amber będą znacznie efektywniejsze. Jednym i drugim opowiadałem tę samą bajkę z czasów moich studiów, kiedy uczono nas także na uczelniach technicznych ekonomii socjalizmu. I po trzech piwach z naszego profesora wyciągnęliśmy esencję socjalizmu, który przyznał nam szczerze: że socjalizm to wielki triumfu idei nad zdrowym rozsądkiem. Dla mnie gazociąg North Stream idealnie pasuje do tej definicji, gdzie idea dominuje nad zdrowym rozsądkiem. Rosja jest dzisiaj w takim położeniu, że Unia może być w dobrej pozycji negocjacyjnej. Byle nie było tutaj działań indywidualnych, w pojedynkę... Jeśli będzie od strony Unii podejście kompleksowe i spójne to myślę, że będziemy w stanie wszystkie nasze sprawy poukładać na dobrym poziomie. Dla Rosji Unia Europejska jest przecież kluczowym partnerem, jeśli idzie o odbiór surowców energetycznych. I to takim partnerem, który płaci, i to dobrze płaci... Nawet więcej niż teraz Ukraina – mówił wicepremier Pawlak.



Z dwutlenku węgla alkohol


- Trzeba odczarować projekty związane z wychwytywaniem i magazynowaniem CO2 i powiązać te projekty z praktycznymi korzyściami. Do pewnego momentu nie doceniałem tego mechanizmu, ale Norwegowie i Brytyjczycy zwrócili uwagę na to, że dwutlenek węgla może być bardzo użyteczny w procesach intensyfikacji wydobycia ropy naftowej i gazu ziemnego. Na takiej idei zasadza się zeroemisyjna instalacja pilotażowa spalania węgla w atmosferze czystego tlenu w Schwarze Pumpe, którą zbudował Vattenfall, gdzie dwutlenek węgla po wyłapaniu i skropleniu ma być przewożony i zatłaczany w złoża gazu, zwiększając możliwości eksploatacyjne. Natomiast mnie – mówił wicepremier - zafascynowało rozwiązanie, które zademonstrowano mi miesiąc temu podczas pobytu na UMCS w Lublinie; mianowicie sztuczną fotosyntezę, gdzie z dwutlenku węgla i wody w obecności ultrafioletu i katalizatora wyprodukowano alkohol. Gdyby udało się to wdrożyć na skalę przemysłową, byłoby to nasze narodowe antidotum na ocieplenie klimatu. Na szczęście jest to ten lżejszy alkohol, którego nie da się pić, bo szybko się po nim robi ciemno... Ale metanol ma tę ciekawą właściwość, że można na nim oprzeć praktycznie całą petrochemię. Od strony praktycznej jest tylko pytanie, jaki jest bilans tej reakcji, czy nie trzeba użyć do jej przeprowadzenia zbyt dużo energii. Natomiast nie ulega wątpliwości, że łatwiej jest magazynować energię w alkoholu niż w wodorze. Do tej pory jednak metanol sprowadzamy głównie z zagranicy, przeważnie z Ukrainy bo jest tańszy.


Notował: Jacek Balcewicz




| Powrót |

Artykuł opublikowany pod adresem:     http://gigawat.net.pl/article/articleprint/1394/-1/94/

Copyright (C) Gigawat Energia 2002